12.12.2004 :: 16:37
Śmierć Magika, jednego z najlepszych polskich MC, wstrząsnęła naszym hiphopem. Nikt nie przypuszczał, że koleś który rozkręcił dwa najbardziej znane w tym kraju składy skończy w ten sposób. Piotr Łuszcz, bo tak naprawdę nazywał się Magik, swoją przygodę z muzą rozpoczął w Kalibrze 44. Razem z Dabem i Joką nagrał płytę, "Księga Tajemnicza. Prolog". Zdaniem wielu to właśnie Mag w Kalibrze był najlepszy. Jego głos i rymy były niepowtarzalne. Jak twierdzi Gustaw wydawca Paktofoniki, kumple ze składu zazdrościli mu. Podobno ziomale mieli na jego punkicie konpleks. Mag odszedł za składu po nagraniu drugiej płyty. Wisiała mu komercha. Dla niego liczyła się tylko uczciwość w sztuce. Szedł na całego, nigdy na pół gwizdka. Dlatego, podobno, po poporzuceniu Kalibra ćpał i włóczył się bez celu. Bał się, że stracił talent. Ale potem była Paktofonika. Powstała w 1998 roku. Jej pierwsza płyta, "Kinematografia", trafiła do slepów tydzień przed Gwiazdką. Kilka dni póżniej Magik odebrał sobie życie.